Od czego zaczyna się szkolenie?

 

          Rozmawiałem kiedyś z jedną osobą, która była na kilku szkoleniach ze swojej branży. Zapytała mnie po co na początku szkoleń zadawane są jakieś standardowe pytania, na które wszyscy mają odpowiadać. Jak się nazywasz? Skąd przyjechałeś? Itd. Taki wstęp wydawał jej się monotonny i nic nie wnoszący. Skoro tak to odebrała – musiała mieć rację. Wstęp do szkolenia jest jednak istotny, a niewiele inwencji szkoleniowca potrzeba, aby blok ten wnosił coś do szkolenia i był przy tym atrakcyjny.

 

          Powiedzmy, że mamy pewną grupę ludzi nauczyć jakiejś czynności. Niech to będzie robienie na drutach. Teraz wyobraźmy sobie, że wchodzimy do tramwaju i w wagonie mamy tego nauczyć kilkanaście osób, które się nie znają. Każda osoba patrzy w swoją szybę, albo słucha muzyki na swoim smartfonie, albo czyta swoją gazetę. Każda stara się zachować pewien dystans do pozostałych.  Widzieliście kiedyś tramwaj, w którym wszyscy ludzie miło ze sobą gawędzili o pogodzie i z życzliwością zapraszali do wygłaszania opinii nowo wsiadających?  Spróbuj zainicjować taką debatę w jakimś środku komunikacji miejskiej. Po prostu tak nie jest. Takie są nasze zachowania. Tak to jest w grupie, że na początku każdy każdemu się przygląda i zastanawia  się, jak odnajdzie się w tej nowej sytuacji. No i zaproponujmy tej grupie ludzi w naszym tramwaju aby wzięli do rąk druty i włóczkę, a potem zaczęli wykonywać jakiś prosty ścieg – nadmienię, że nie mam o tym zielonego pojęcia. Ktoś się obruszy i zapyta  bez ogródek  – a po jaką cholerę? Ktoś inny powie, że nie jest zainteresowany i zasłoni się gazetą. Jeszcze ktoś inny powie, że babcia kiedyś pokazywała i ta osoba umie już to. Bez poznania się, bez wyjaśnień po co nam to, bez ustalenia zasad współpracy… będzie porażka. Ludzie zasłonią się swoimi gazetami i smartfonami. Poznanie się jest zatem istotne.

 

          Wstęp do szkolenia właściwego składać się może z kilku części. W zależności, czy na szkolenie przeznaczony jest jeden dzień, czy trzy, czy może więcej, to także ilość czasu  poświęconego na wprowadzenie do szkolenia może być, co zrozumiałe, większa lub mniejsza. Ale chcę się tutaj skoncentrować na samym początku, na tych „szablonowych i nudnych pytaniach”.  Etap ten służy kilku celom. Po pierwsze uczestnicy szkolenia muszą się poznać. Po drugie muszą się na siebie nieco otworzyć. Po trzecie w tym miejscu ujawniają się naturalne procesy grupowe. Po czwarte trener ma doskonałą sposobność zaobserwowania zachowań poszczególnych uczestników i zorientowania się w ich nastawieniu do szkolenia.

 

          Uważam, że wcale ta część nie musi być nudna i szablonowa. Jest masa źródeł proponujących bardziej i mniej aktywną formę „przełamywania lodów”. A pytania są po prostu jedną z możliwości. Najprostszą formą zadania pytania jest prośba o opowiedzenie kilku zdań o sobie  - to przecież jedno pytanie. Zostańmy jednak przy tych „standardowych pytaniach”. Sam też je stosuję. Na pytania odpowiadam najpierw ja. Jest to doskonała możliwość zarówno przedstawienia się (przecież ludzie mnie nie znają), jak i opowiedzenia czegoś o sobie, pokazania grupie, że nie jestem „straszny”. Ale to także sposobność do sprowokowania grupy do śmiechu, rozluźnienia i można by powiedzieć „skruszenia pierwszych lodów”.  Trener musi mieć jednak pewien dystans do własnej osoby aby „sobą” grupę rozluźnić. Kiedy uczestnicy już się zaśmieją, już swobodniej usiądą w krzesłach, „poluźnią krawat”, porozglądają się po sobie, czas na odpowiedzi każdego z nich. Czyli nudę trener może swoją osobą pokonać w trzy minuty. Dalej może być jeszcze ciekawiej. To kwestia ułożenia pytań i zachęcenia uczestników do swobodnych wypowiedzi. Jak się nazywasz? Skąd przyjechałeś? Co najbardziej lubisz w swojej pracy? Jak długo pracujesz w branży? Nuda prawda? A gdybyśmy ułożyli „pytania” na przykład tak:

 

Nazywam się …

Moim ulubionym narzędziem w pracy jest …

Z prac domowych najbardziej lubię…

Mój najtrudniejszy klient chciał/był/zrobił…

Gdybym miał/a wpływ na politykę światową to…

W pracy największą satysfakcję mam, gdy…

Ostatnio podobał mi się film…

 

          Pytania nie mogą być śmiertelnie poważne. Można pomieszać pytania „branżowe” i „ogólne”. W tej części ma być trochę wesoło, trochę na serio, a przede wszystkim atmosfera ma być przyjazna. W tej części poznajemy się, budujemy jakieś pierwsze relacje, tworzymy atmosferę zaufania, atmosferę sprzyjającą dalszej wspólnej pracy. Nikt inny tego nie zrobi jak trener. W tej chwili to przywódca stada. Lider. Czasem dyktator. Warto tak układać pytania aby uczestnicy mieli możliwość odpowiedzieć czasem pełnym zdaniem, lub kilkoma zdaniami. Warto aby pytania poruszały też jakieś emocje. Dla uczestników jest ciekawie, a trener ma możliwość obserwacji postaw i zachowań poszczególnych osób. Innymi słowy, przy odrobinie uwagi i wprawy widać jak na dłoni, kto przyjechał na szkolenie chętnie, a kto z przymusu.

 

          Ile pytań powinno być? Ograniczeniem jest czas przeznaczony na tę część szkolenia i ilość osób w nim uczestniczących. Jeśli mamy szkolenie dla ośmiu osób to pytań może być i dziesięć - byle ciekawych. Jeśli na sali jest osób dwadzieścia pięć i szkoleniowiec decyduje się na „pytania” jako formę przełamywania lodów, to musi ich być mało i muszą być szybkie w odpowiadaniu. Zwracam uwagę na to, że jeśli jedna osoba ma wypowiedzieć się w czasie jednej minuty to cała (np. dwadzieścia pięć osób) grupa przysłuchuje się pół godziny. To zły pomysł. Grupa tak długo nie wytrzyma, pojawi się nuda, szmery, szepty, ciche rozmowy. Trener musi tu skracać dłuższe wypowiedzi, pilnować czasu i ewentualnie między odpowiedziami podtrzymywać grupę na  wysokim poziomie energetycznym.

 

          No i na zakończenie jako podsumowanie jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Dla procesu grupowego jaki na każdym szkoleniu występuje, wstęp jest bardzo ważnym etapem. Teraz właśnie jest szansa na przełamanie bierności i lęku, a trenet może wpływać na moment przyspieszenia tego procesu.

 

listopad 2014

Przemysław Spych